piątek, 2 sierpnia 2013

XV. Sztylet.

Hej !
Trochę minęło czasu od ostatniego rozdziału... Jestem na siebie zła, że tak zaniedbałam tego bloga.
No nic teraz wróciłam ! :) Mam nadzieję, że też się cieszycie...
Rozdział w sumie nie jest jakiś hiper super, ale ujdzie.
Jak się uda to może dostanę nowy szablon :D Lubię zmiany xD
Ładnie proszę o KOMENTARZE ;D
Pozdrawiam ;***
~~~~~~~~~~~~~~



            Biegłam przez gęste zarośla przedzierając się przez nie i pokonując mur. Cieszyłam się, że znowu zobaczę Drake’a. Jego szare oczy, uśmiech, obliczę. Cieszyłam się na myśl o usłyszeniu jego głosu, który wypowiada moje imię z nutą zaskoczenia. To jest zakazane, wiec może dla tego jest jeszcze bardziej kuszące i cenne?
Uczucia panujące we mnie, przez ostatni czas, zmieniają się co chwila. Byłam załamana, nieszczęśliwa, pełna nadziei, smutna… A teraz? Cieszyłam się na szansę spotkania go mimo iż wcale nie musiało nam to pomóc. Wręcz przeciwnie. Jeśli sztylet się nie znajdzie to rozdrapię zasychającą ranę.
            Wybiegłam z lasu stając na poboczu drogi. Nie zastanawiając się dłużej wbiegłam przed nadjeżdżający samochód, który zatrzymał się z piskiem opon.
-Dziewczyno życie ci nie miłe?!
-Jedzie pan do miasta?
-Owszem.
-Mogę się zabrać z panem?
-Wsiadaj.- Starałam się uniknąć kontaktu wzrokowego by go nie przestraszyć. Jazda samochodem na pewno była bardziej rozsądnym wyjściem niż nienaturalnie szybki bieg po jednej z głównych ulic. Po około dziesięciu minutach dojechaliśmy do miasta. Grzecznie podziękowałam za transport i szybkim marszem zmierzyłam do domu Drake’a. Starałam odtworzyć trasę, choć ostatnio niezbyt się jej przyglądałam, na szczęście instynkt mnie nie zawiódł.
            Dotarłam pod jego drzwi i z małym wahaniem zapukałam w nie. Po chwili otworzył mi je on we własnej osobie. Moje serce lekko przyśpieszyło swoje bicie.
-Lou?- Wyszeptał ledwo słyszalnym, zaskoczonym głosem. Położył swoją dłoń na moim karku i przyciągnął mnie do swoich ust zatrzaskując nogą drzwi. Bez mojej woli po moich policzkach poleciały słone łzy. Oderwaliśmy się od siebie łapczywie zaczerpując powietrza oraz dysząc.- Jesteś tu?
-Jestem tu.- Otarł wilgoć z mojej twarzy po czym przytulił.
-Ciągle o tobie myślałem.
-Ja o tobie też.
-Dlaczego tu jesteś?- Spojrzałam mu w oczy. Zdałam sobie sprawę, że zaraz zaproponuję mu przemianę w inną istotę. Co jeśli on nie będzie chciał? Jeśli nie spróbuję to nigdy się nie dowiem.
-Istnieje szansa na to żebyśmy byli razem.- Na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Moja twarz przybrała wyraz zwątpienia.- Istnieje stary rytuał dzięki któremu mogę przemienić cię w kotołaka.- Jego oczy wyszły prawie z orbit.
-Nie mówisz poważnie?- Wychrypiał.
-Całkowicie. Zaryzykowałbyś? Dla mnie? Dla nas?- Jego głowa wykonała powolny ruch w górę i w dół.- Potrzebny nam jest sztylet. Bardzo stary sztylet, który miał być ukryty w jaskini na terenie naszego terytorium, ale nie było go tam. Dzięki… bogom dowiedziałam się, że ty możesz wiedzieć coś na ten temat.- Drake zamyślił się na chwilę i podrapał po brodzie.
-Chyba wiem o jaki sztylet może chodzić. Jeszcze nie dawno pracowałem dla tych co cię porwali. Prowadziliśmy kiedyś coś w rodzaju wykopalisk w tamtych lasach. Znaleźliśmy właśnie sztylet. Został uznany za jakiś artefakt związany z waszym gatunkiem.
-Gdzie on teraz jest?
-W centrali.
-Mógłbyś skontaktować się z Catheriną. Ona na pewno nam pomoże. Mogła by go wykraść i oddać nam.
-Zobaczę co da się zrobić.- Oparłam się o ścianę, a Drake gorączkowo zaczął wystukiwać numer w telefonie. Mężczyzna zaczął nerwowo krążyć po domu tłumacząc całą sytuację kobiecie po drugiej stronie słuchawki. Słyszałam wahanie w jej głosie, ale po dłuższej namowie uległ i zgodziła się pomóc. Drake po chwili z ulgą odłożył telefon na stół i podszedł do mnie ponownie zagarniając w swoje ramiona.
-Za godzinę mam podjechać pod szkołę. Jeśli jej nie będzie to znaczy, że ją złapali.
-Uda się. Musi.- Wyszeptałam mu do ucha.
            Oczekując na odpowiednią godzinę wpatrywałam się w  zegar, w którym wydawało się, że wskazówki złośliwie zwolniły.
Drake nie chciał zabrać mnie na spotkanie z Catheriną tłumacząc, że to zbyt niebezpieczne. Nie czekając na jego zgodę zapakowałam się do jego samochodu. Mój partner z rezygnacją odpalił silnik i zawiózł nas pod szkołę.
Zaparkował z boku by nie rzucać się zanadto w oczy. O wyznaczonej godzinie dołączył do naszej dwójki, drugi samochód. Wysiadła z niego moja była opiekunka. Razem z Drake’m wysiedliśmy i stanęliśmy przed nią.
Coś było nie tak. Po jej policzkach ściekały łzy, oczy miała czerwone i napuchnięte od płaczu.
-Co się dzieje?
-Wybaczcie mi, ale złapali mnie. To pułapka.- Jej ciałem wstrząsnął głośny szloch.- Mam to co chcieliście, ale to już bez znaczenia.- Wcisnęła w moje ręce sztylet owinięty w jakąś szmatę. Minutę później przed nami jak i za nami podjechały dwa czarne auta. Wysiadło z nich po czterech uzbrojonych mężczyzn i Michael. Kolana ugięły się pode mną. Uwiesiłam się na ramieniu Drake’a by nie upaść. To nie mogło skończyć się w ten sposób.
-A więc tu jest moja zguba!- Zaświergotał radośnie Michael, klaszcząc w dłonie. Gdy tylko usłyszałam jego paskudny głos, w moje żyły napłynęła nowa siła. Warknęłam na niego.- Wiadomo, że nie uda wam się uciec, więc poddajcie się bez niepotrzebnej przemocy.
-Po moim trupie!- Jego osoba wzbierała we mnie mdłości. Gardziłam nim i jedyne czego pragnęłam to rozszarpać go na małe kawałeczki.
-Miłość jest taka naiwna. Brać ich.- Drake zasłonił mnie i Catherinę własnym ciałem. Nie miałam zamiaru się chować, ani dłużej uciekać. Złość zagotowała się we mnie. Moje ciało zaczęły przeszywać silne dreszcze. Nie chciałam tego, ale to działo się bez mojej inicjatywy. Nie panowałam nad własnym ciałem. Upadłam na kolana. Przeciągnęłam dłonie po ziemi zostawiając w niej ślady po pazurach. Kości zaczęły się przesuwać, a mięśnie rwać. Przemieniałam się, a po chwili byłam już zwierzęciem. Oczy Michaela patrzyły na mnie z fascynacją, a jego sługusów ze strachem. Wyminęłam moją ludzką ‘’rodzinę” i stanęłam naprzeciw naszego oprawcy. Czułam, że sierść na moim karku jeży się. Skoczyłam na niego powalając na podłożę. Obdarowałam go przeciągłym ryknięciem i z całą siłą uderzyłam go łapą w twarz zostawiając na niej głębokie ślady pazurów.
Michael zaczął wierzgać i krzyczeć. Przytknął rękę do twarzy by zatamować krwawienie.
-Zabierzcie ją ode mnie!- Wrzeszczał, ale nikt nie odważył się zbliżyć. Poleciały strzały w asfalt powodując głośny huk. Jedna kula otarła się o mnie pozostawiając niewidoczny ślad. Okazałam im kły, a oni w pośpiechu zgarnęli Michaela i odjechali.
Byliśmy bezpieczni.

sobota, 8 czerwca 2013

Konkurs - Najlepszy Pisarz

Hej !
Mam do was ogrooooomną prośbę o wasz głos. Biorę udział w konkursie "Najlepszy pisarz" NA TEJ STRONIE. Bardzo ale to bardzo proszę o pomoc, to właśnie ten blog bierze udział !

Pozdrawiam i z góry dziękuję ;*** <3 <3

sobota, 18 maja 2013

XIV. Ziemskie istoty.



                Biegłam przez dziedziniec nie zważając na wścibskie spojrzenia innych mieszkańców. Pozytywna energia rozpierała mnie od środka. Istnieje jakaś szansa! Obojętnie gdzie będę musiała szukać, obojętnie do czego będę musiała się posunąć zrobię to bez wahania. To takie dziwne czuć miłość naprawdę. Nie zdawałam sobie sprawy jakie to może być silne uczucie, u nas rzadko kiedy zdarza się coś takiego, aby ona była realna. Po paru minutach dobiegłam do dużego dębu, na którym znajdowała się dom Leah. Pośpiesznie wspięłam się na górę i wpadłam do pokoju koleżanki.
-Lou? Wszystko w porządku?
-Nie wiesz jak bardzo! Znasz legendę o naszym przodku, pierwszym kotołaku?
-Jasne.
-Mój dziadek powiedział, że ten sztylet jest zakopany w jaskini, gdzie wymalowane są te wzory. Wystarczy, iż go odnajdę i będę mogła przemienić Drake’a.
-To wspaniale!
-Pomożesz mi?
-Oczywiście, chodźmy.- Nie minęło pięć minut jak dotarliśmy do jaskini. Byłam bardzo podekscytowana, ale nie wiedziałam czy znajdziemy to czego szukamy. Przecież sztylet może być wszędzie. Może być zakopany, ukryty w jakiejś szczelinie.
                Zeszłyśmy bardzo głęboko zapuszczając się w najciemniejsze zakamarki tuneli jaskini. Było zimni i wilgotno. Trzymałyśmy się blisko siebie, aby się nie zgubić co w tych ciemnościach było bardzo prawdopodobne. Po dobrych paru godzinach doszłyśmy do końca jaskini. Najzwyczajniej w świecie skończyła się ścianą. Przeszukałyśmy każdy skrawek tego miejsca i nic. Po moim policzku popłynęła łza, którą szybko starłam. Może dziadek coś wie? Nie, nie jeśli by coś wiedział powiedział by mi to na pewno.
-Lou tu nic nie ma, przykro mi.
-Nie! On gdzieś tu jest, na pewno. Musi być.
-Przecież nie spędzimy tu całej wieczności, musimy wracać.
-Nie…- Wyszeptałam. Poczułam ramę przyjaciółki na swoim ramieniu. Delikatnie mnie pociągnęła i ruszyłyśmy w kierunku wyjścia. Nie miałam ochoty na nic, mój wcześniejszy entuzjazm zmalał do zera. Cała energia odleciała ode mnie niczym ptak z gałęzi drzewa.
                Wróciłyśmy na powierzchnię. Słońce mocniej niż normalnie raziło po oczach. Leah bez słowa zwrócił się ku domowi, ja stałam bez ruchu. Dziewczyna zauważając, że nie podążam jej śladem odwróciła się do mnie.
-Idziesz?
-Idź, chcę zostać sama.- Leah pokiwała głową i zniknęła między drzewami. Jest jeszcze jedna możliwość, jeśli ktoś ma mi teraz pomóc to tylko duchy bądź bogowie, a jeśli mają mnie wysłuchać to trzeba iść do Świętego Kręgu.
                Święty Krąg to miejsce naszego kultu, poświęcone wszystkim naszym bogom, wierzeniom, kultom. Jeśli ktoś bardzo potrzebował pomocy, duchowej bądź fizycznej, kierował się w to miejsce i w duchu rozmawiał, wsłuchiwał się w szept lasu.
                Droga do niego zajęła mi półgodziny intensywnego biegu przez zarośla. W lesie panował półmrok, w Kręgu wszystko się zmieniało. Było kolorowo, jasno. Ptaki, motyle i inne zwierzęta przechadzały się po nim wiedząc, że tu im nic nie grozi. Było to jedyne miejsce, gdzie każdy kotołak ma zakaz zabijania i wyrządzania krzywd.
Na około zielonej polany stały wysokie jak drzewa posągi przeróżnych zwierząt i nie tylko. Wielki Kot bóg życia, Kruk bóg śmierci, Człowiek z głową słońca i włócznią w ręku oznaczał boga wojny, Ptak z gałązką bóg domowego ogniska, Kobieta z głową kota i ogonem płodność i rodzina. Na każdym posągu widniały odciski dłoni na znak przyjęcia ich światłości oraz drogi. Usiadłam na środku po turecku. Przymknęłam powieki, a dłonie położyłam płasko na ziemi tuż przy biodrach. Wsłuchałam się w śpiew drzew tak jak uczył mnie dziadek, mawiał że tak porozumiewają się z nami bogowie i nie każdy jest w stanie go dosłyszeć. Całkowicie zatraciłam się. Miałam wrażenie jakby ziemia pod moimi palcami zaczęła pulsować, dosłyszałam też muzykę. Całą sobą prosiłam bogów, aby przyszli i wysłuchali moich próśb.
-Czego od nas potrzebujesz ziemska istoto?
-Naruszyłaś nasz spokój.- Oba głosy były melodyjne i dźwięczne, nie dało się rozpoznać, czy mówi kobieta, czy mężczyzna.
-Wybaczcie mi, ale potrzebuję waszej pomocy, choćby małej wskazówki.
-Ah chodzi ci o  sztylet?
-Tak!
-Śledzimy twoje poczynania. Sztyletu nie ma w tych lasach.
-A więc gdzie mogę go znaleźć?- Spytałam.
-Spytaj się ludzkiego mężczyzny. On będzie wiedział. Pomoże ci.
-Tak samo jak ludzka kobieta, która ci pomagała.- Melodia w mojej głowie ucichła. Drzewa szumiały teraz normalnie, ziemia nie wibrowała. Czułam się jak nowo narodzona, to było niesamowite doznanie, jakby balsamem nasmarowano moją duszę. Ludzki mężczyzna? Hmm… Drake! No jasne, tylko o niego mogło chodzić. Znowu muszę przekroczyć mur. Ruszyłam biegiem przed siebie.



~~~~~~~~~~~~~~
Cześć ! 
Wybaczcie, że tak długo nic tu nie dodawałam, ale skupiłam się mocno na moim drugim blogu, bo na niego mam teraz meega dużo pomysłów, a tu tak jakoś nwm nie mogę się zmotywować, ale nie opuszczę tej historii za nic w świecie ! 
Wiem, że rozdział krótki, ale nic więcej nie wykrzesam z siebie :( 
Mam nadzieję, że choć trochę się podobało.
Pozdrawiam i do napisania ;***

piątek, 5 kwietnia 2013

XIII. Jeden krok bliżej



                Wpatrywałam się wyczekująco w ojca. Nie miałam ochoty się z nim kłócić, ale wiedziałam, że on nie odpuści tak łatwo, albo w cale. Przeniosłam wzrok na matkę, która ze smutkiem pokiwała głową i osunęła się w cień.
-Wiesz jakie są nasze tradycje? Zdajesz sobie sprawę, że naszym obowiązkiem jest przekazywanie ich z pokolenia na pokolenie?
-Tak ojcze.
-Co w nim jest lepszego od jednego z nas?
-Szczerość i prawdziwe uczucie.- Przystanął i spiorunował mnie wzrokiem.
-Widzę, że muszę podejść do tego inaczej. Nie możesz mi się sprzeciwić.
-Nie powinnam tato, ale nie pozwolę zniszczyć sobie życia.
-W takim razie jeśli nie chcesz być posłuszna swojemu rodzicowi, każę ci wybrać Abhaja na partnera jako twój przywódca.- Moje nogi mimowolnie ugięły się pode mną. On już nie przemawiał z troską jak ojciec do dziecka, lecz jak pan do poddanego. Wszystko we mnie krzyczało żebym się usłuchała głosu przywódcy. Nie mogłam się złamać nawet na wzgląd prawa, hierarchii. Wewnątrz mnie toczyła się właśnie walka tego co powinnam zrobić z uczuciami. Jak on może kazać mi wybierać między najważniejszymi rzeczami w moim dotychczasowym życiu?! Jeśli nadal będę szła w zaparte wyklnie mnie z rodu co równa się z odejściem od plemienia. Mimo, iż w myślach rozpatrywałam wszystkie za i przeciw to już dobrze wiedziałam jaką decyzję podejmę.
-Nie.- Wyprostowałam się i przybrałam nieugiętą minę. Rodziciel wściekły doskoczył do mnie i uderzył w twarz z siłą, która odrzuciła mnie na ścianę. Z głuchym tąpnięciem upadłam na podłogę. Z mojej dolnej wargi sączyła się strużka krwi.
-Masz mi być posłuszna!- Warknął. Spojrzałam w jego oczy. Płonęły ogniem, wpadł w furię.
- Jigmey Wangyal* (czyt. Dzigmej Wangjal) uspokój się! To nasza córka!
-Już nie! Wyk…- Nie dane było mu skończyć.
-Na moc duchów naszych przodków uspokójcie się!- Spojrzałam w kierunku wejścia. Stał w nim starszy mężczyzna przyodziany w skóry zwierząt, pióra i przeróżne ozdoby z kości, a na ciele miał wiele wymalowanych znaków. Podniosłam się z podłogi i skłoniłam przed nim.
-Widzący i Słyszący to zaszczyt widzieć cię po tak długim czasie.- Widzący i Słyszący to inaczej szaman, a przy okazji mój dziadek. Zajmuje się on sprawami duchowymi, zmarłych, bogów i tym podobnymi kwestiami. Była to jedyna osoba pośród mieszkańców, której słowa musiał brać pod uwagę sam przywódca kotołaków. Często w legendach, opowiadaniach dało się słyszeć o ich mocy. Mnie jednak nigdy nie było dane ujrzeć tego na oczy.
-Ciebie też dobrze widzieć całą i zdrową. Jigmey Wangyal opanuj swoje rozżalenie.
-Ale ona…
-Wiem czego się dopuściła, ale nie masz prawa do zniewolenia jej szczególnie, że nie przyprowadziła ów człowieka za sobą.
-O Widzący i Słyszący nie jestem z siebie dumna, ale wolę być samotna do końca swoich dni, niźli ranić więcej niż jedną, moją duszę.
-Masz szczęście dziecko, że obserwowałem cię odkąd do nas powróciłaś. Duchy były nie spokojne i martwiły się czy nadal będziesz zdrowa. Wracając do głównego wątku, znalazłaś jaskinię za wodospadem. Dawno temu jeden z pierwszych naszego gatunku zakochał się w ludzkiej dziewczynie. Był zrozpaczony, że nie może związać się z nią, więc zaczął modlić się do bogów oraz duchów. Te biorąc pod uwagę to, iż ich pokorny sługa nigdy nie sprzeciwił się prawom wysłuchali go i zgodzili pomóc. Wlali w jego krew część swojej nieśmiertelności i uleczalności, obdarzyli również zaklętym sztyletem wykonanym z kości jednego z nich. Nasz przodek musiał nakarmić ową kobietę swoją krwią i zabić, wbijając w serce, sztylet. Przez długi czas jego wybranka nie otwierała oczu, więc rozpalił ogromne ognisko, tańczył oraz śpiewał do póty ona nie powstała... Można jeszcze długo opowiadać ich historię, ale to nieistotne. Dodam tylko, że zaklęcie wypisane jest na ścianie jaskini, a sztylet jest zakopany gdzieś w jej środku.- Nie mogłam w to uwierzyć. To brzmi tak niewiarygodnie! Osunęłam się na kolana. Przez ściśnięte gardło nie mogłam wydukać, ani jednego słowa. Byłam tak zszokowana… To oznacza, że jest iskierka nadziei dla mnie i Drakea! Niespodziewanie ktoś mną potrząsną. Spojrzałam do góry i natknęłam się na zmartwioną minę mojej matki.
-Dobrze się czujesz?- Byłam w stanie poruszyć tylko głową.- W takim razie Jigmey Wangyal nie możesz już przeklinać Lou.
-I tak mi się to nie podoba Niynda* (czyt. Nida).- Mruknął ojciec.
-Ja muszę…- Przełknęłam ciążącą mi gulę.- Znaleźć Leah.- Pospiesznie wstałam z podłogi i niemal w biegu wypadłam na świeże powietrze, które zaczerpnęłam haustami, jak bym od dawana siedziała w zamknięciu. Szczerze to chyba nawet tak było. Moje serce było uwięzione za kratami niemożliwego, marzeń oraz skrytych pragnień. Mimo obaw, które zaczynały we mnie narastać, cieszyłam się niemiłosiernie ze słów szamana. Z uśmiechem wymalowanym na twarzy pobiegłam po przyjaciółkę.

+++++++++++++++++++++

Z ojczystego języka kotołaków:
*Jigmey Wangyal - Nieustraszony Pan (Imię ojca Lou)
*Niynda - Słońce (Imię matki Lou)

+++++++++++++++++++++

Witajcie kochani po krótkiej przerwie ! 
Uważam, że to dość dobry rozdział, fajnie się go czytało, jest troszkę inny. Mam nadzieję, że przypadnie wam do gustu i proszę komentujcie bo piszę to w większej części dla was i jak widzę mało komentarzy to mi zapał spada... 
Ok ok czekam na wasze opinie. A i z góry przepraszam za jakiekolwiek błędy.
Pozdrawiam i do napisania ;**** <3

Ps nie dziwcie się, że ciągle będę wstawiała link do bloga/ów Oli, taka jest nagroda z konkurs :)
A więc serdecznie zapraszam pamietnikdamona.blogspot.com

środa, 27 marca 2013

!Wyniki konkursów!

A więc tak, z jednej strony jest mi smutno, że tylko jedna osoba się zgłosiła, ale z drugiej cieszę się, że chociaż jedna się zgłosiła :)

W konkursie udział wzięła OLA SKOCZYLAS, a oto jej wyniki:
Odp na pytania:
-Nazwa trzeciego tomu Pamiętników Wampirów to... 
Dusze cieni

-Czyją dziewczyną jest Nina Dobrev?
 Jest dziewczyna Iana Somerhaldera

 -Inny serial fantasy Kevina Wiliamsona?
 Glory Days

Opowiadanie:



Kochany Pamiętniku
Stało się coś dziwnego. Nigdy byś nie uwierzył, ale jestem wampirem, tak wampirem. Sama w to do końca nie wierzę, ale to prawda. Zapewne chcesz wiedzieć jak to się stało? A więc: kilka dni temu byłam z Wiktorią w kinie. Było świetnie, film był prześmieszny, jak każda komedia zresztą. Seans skończył się o 23.30. Wyszłyśmy z kina i poszłyśmy do domu. Wracałyśmy przez park, robiłyśmy przy tym dużo hałasu. Wiktorii coś odbiło, zaczęła mnie gonić, kiedy usłyszałam, że nic nie mówi, nie krzyczy, a ni nie biegnie odwróciłam się w jej stronę. Tylko jej tam nie było.  Pomyślałam, że chce mi zrobić żart i się schowała. Zaczęłam ja szukać no i znalazłam. Leżała w krzakach, jej gardło było całe rozszarpane. Pomyślałam, że to wampir jej zrobił, ale przecież one nie istnieją, myliłam się jednak. Chciałam zadzwonić po policję, tylko ktoś wyrwał mi telefon z ręki. Stał tam, po jego brodzie spływała krew mojej przyjaciółki, cały czas był głodny. Zaczęłam uciekać, ale on był szybszy, przecież był wampirem, przycisnął mnie do drzew i wbił swoje kły w moją tętnice. Zaczęłam krzyczeć z nadzieją, że ktoś mnie usłyszy, dzięki Bogu tak się stało. Ktoś odepchnął ode mnie wampira. Upadłam na ziemię, byłam bardzo słaba i zmęczona, pomału traciłam przytomność. Po chwili mój wybawiciel podszedł do mnie, tylko że on też okazał się krwiopijcą. Myślałam, że mnie dobije, ale było inaczej. Dał mi swojej krwi, a na palec włożył jakiś dziwny pierścień, później umarłam.
Obudziłam się w jakimś lesie, pierwszą rzeczą jaka poczułam to głód, potężny głód. Moje kły się wydłużyły, a żyły pod oczami zrobiły się większe. Czułam, że niedaleko jest człowiek, nie chciałam go zabijać, ale ta jedna rzecz przeważała nad wszystkim. Podniosłam się z ziemi i pobiegłam w stronę bijącego serca. Wbiłam się w jego bladą szyję. To co wtedy poczułam, przeważało nad wszystkim. Jego krew była jak miód słodka i pyszna. Z chęcią słuchałam jak jego serce przestaje bić. Po chwili człowiek był pusty, a ja uświadomiłam sobie, że zabiłam niewinne życie. Załamałam się, zabiłam człowieka. Ukryłam ciało i pobiegłam w las. Znalazłam plusy bycia wampirzycą. Po pierwsze: super szybkość i siła. Cały czas miałam wrażenie, że mogę przenosić góry. Po drugie: wszystko widziałam i słyszałam lepiej, czułam wyraźniej i po trzecie: słyszałam bicie serc wszystkich zwierząt w lesie.  To było magiczne.
Dobiegłam do ulicy. Nie była ona tłoczna, co chwila przejeżdżał jeden samochód. Cały czas czułam głód. Zaczaiłam się, kiedy jechała pierwsza ofiara, wpadłam na nią, zabiłam kolejne dwie osoby. Samochód sobie zatrzymałam i pojechałam do innego miasta. Nikt nie mógł wiedzieć, że żyję. Zatrzymałam się we Wrocławiu. Znalazłam kolejny plus wampiryzmu, mogę zauroczyć ludzi, ale są też minusy, nie mogę wejść do czyjegoś mieszkania bez pozwolenia i pale się na słońcu. Raz zdjęłam ten dziwny pierścień i tego pożałowałam. Żywię się krwią z woreczków, ale czasami pozwalam sobie na jakiegoś człowieka. Teraz zabijanie mnie nie przeraża. Mieszkam z jakimiś ludźmi, zauroczyłam ich. Nie długo się stąd wyniosę. Zacznę zwiedzać świat, mam na to całą wieczność.

Twoja nowa Ola

+++++++++++++++++++++
 

Nieźle się spisałaś moja droga ! ! Brawo ! !






Pozdrawiam i ściskam mocno <3 ;*

PS zapraszam serdecznie na jej blogi:
KLIK
KLIK
KLIK

No to do napisania ;*

wtorek, 26 marca 2013

XII.Czy samotność może zająć twoje miejsce?



                Nic, kompletnie nic! Siedziałam tu całą noc i nic! Jedyne co udało mi się odczytać to, że te rysunki pozostawili nasi przodkowie, ale tego to się sama mogłam domyśleć. Teraz ktoś mógłby spytać czemu tak mnie to denerwuje, po prostu czuję, że to jest ważne, że to może wszystko zmienić. Westchnęłam. Potarłam skronie, które zaczynały pulsować od niewyspania i irytacji. Podniosłam się z ziemi, otrzepałam resztki piachu z siebie, spakowałam książki i zaczęłam kierować się z powrotem do domu. Po kilkunastu minutach byłam na miejscu. Jak najciszej się dało przemknęłam do biblioteki by odłożyć książki na miejsce. Wyszłam na chwilę na taras. Wpatrywałam się we wschodzące słońce.
Moje myśli mimowolnie pogalopowały do Drakea. Byłam ciekawa co robi, gdzie jest, czy myśli o mnie choć przez chwilę. Nie liczyło się teraz jego kłamstwo, w takich chwilach przebacza się wszystko. Tak bardzo pragnęłam spojrzeć w jego szare oczy, zobaczyć uśmiech. Pewnie nigdy więcej nie będzie mi to dane.
-Witaj ranny ptaszku.
-Cześć Leah.
-Co ty tak od rana na nogach?
-Próbowałam dowiedzieć się co znaczą te rysunki w jaskini. A ty?
-Byłam się przebiec. Muszę ci coś pokazać. A tak w ogóle udało ci się czegoś dowiedzieć?
-Niestety nie.
-To co mogę ci to teraz pokazać?
-Jasne. Gdzie to jest?
-Emm tu jest mały problem… Trzeba wyjść za mur.- Zesztywniałam. Nie miałam najmniejszej ochoty go przekraczać. Spojrzałam na koleżankę, zrobiła minę małego kociaka.
-Dobra.- Mruknęłam.- Prowadź.- Ruszyłyśmy w las.- Co to w ogóle jest?
-Raczej kto. Jakiś facet siedzi w lesie i gra na gitarze.
-I to jest takie ciekawe, że tak ryzykujemy?
-Nawet nie wiesz jak pięknie gra!
-Okej, okej.- Biegłyśmy przed siebie. W pewnym momencie przekroczyłyśmy mur, do moich uszu zaczęły dolatywać piękne dźwięki. Przebiegłyśmy jeszcze kilkanaście metrów, po których Leah kazała wejść mi na drzewo. Zrobiłam jak kazała. Usiadłyśmy na grubej gałęzi przysłoniętej gęstym listowiem. Zaczęłam się przysłuchiwać mężczyźnie. Gdy usłyszałam wyraźnie jego głos niemal spadłam z drzewa. Siedział tam, mój szarooki, był tak blisko, na wyciągnięcie ręki. Słowa, które śpiewał były piękne i przepełnione bólem.
*Jest ciemno
Wszędzie są ludzie
Jest głośno
Są hałasy w powietrzu
Dookoła.
Te budynki wyglądają tak zimno
Wyglądają źle

Jeszcze jedna historia zostanie niewypowiedziana
Jeszcze jeden zachód słońca nie obróci się w złoto
Ta samotność mnie zabija,
Czy nie widzisz, czego nie mogę wcale dostać
Nie będę w stanie dojść do brzegu, kiedy będę
stracony jak dryfująca łódź na oceanie
Gwiazda północy nie zabłyśnie już nigdy więcej

To miasto
Każdy wydaje się być daleko
Uznałem, że
Wszystko, co próbowałem powiedzieć
Spada
Na ziemię pod moje stopy, i Ja

Chcę czegoś, co sprawi, że poczuję,
Że nie jestem szalony, czegoś prawdziwego.
Ta samotność mnie zabija,
Czy nie widzisz, czego nie mogę wcale dostać
Nie będę w stanie dojść do brzegu, kiedy będę
stracony jak dryfująca łódź na oceanie
Gwiazda północy nie zabłyśnie już nigdy więcej

Starałem się zrozumieć to
Próbowałem, ale nie wiem jak
Zrobię wszystko, by to odkręcić,
Jeśli ktokolwiek mi pomoże

Ta samotność mnie zabija,
Czy nie widzisz, czego nie mogę wcale dostać
Nie będę w stanie dojść do brzegu, kiedy będę
stracony jak dryfująca łódź na oceanie
Gwiazda północy nie zabłyśnie już nigdy więcej
stracony jak dryfująca łódź na oceanie
Gwiazda północy nie zabłyśnie już nigdy więcej
stracony jak dryfująca łódź na oceanie
Gwiazda północy nie zabłyśnie już nigdy więcej
Nigdy więcej
Dla nikogo
Czekam tutaj na ciebie.
W moich oczach stanęły łzy, które po chwili samowolnie spływały po moich policzkach. Miałam wrażenie, że ta piosenka była przeznaczona tylko i wyłącznie dla niego i dla mnie. Miałam ogromną ochotę zejść na dół i wtulić się w jego ramiona poczuć jego zapach wokół siebie. Ale nie mogłam.
-Wracajmy.- Szepnęłam.
-Lou co jest?
-To… Drake.
-Nie?
-Tak.
-Przepraszam, nie wiedziałam.
-Wiem.
-Idź do niego.
-Zwariowałaś.
-Jak uważasz.- Wróciłyśmy do domu. Ludzie w wiosce krzątali się nerwowo. Spojrzałyśmy po sobie z Leah.- Idę do domu spytać się o co chodzi.
-Ja pójdę do siebie.- Rozdzieliłyśmy się. Szybkim krokiem weszłam po drewnianych schodach na taras i dalej do Sali, w której stali moi rodzice wraz z Abhayem. Od razu pod moją czaszką zaczęły kłębić się podejrzane myśli. Gdy cała trójka mnie zauważyła dygnęłam nieznacznie przed ojcem i matką, wojownikowi posłałam jadowite spojrzenie.
-Córko dobrze, że się zjawiłaś. Nie mogliśmy cię znaleźć.
-Byłam z Leah. Czemu wszyscy tak nerwowo ganiają od rana?- Rodzice wymienili spojrzenia.
-Wybraliśmy ci partnera. Oboje wskazaliśmy tą samą osobę, więc nie będzie walki, można od razu przejść do ceremonii.- Moje nogi zrobiły się jak z waty. Podparłam się ściany by nie upaść. Wzięłam kilka głębszych oddechów by dojść do siebie.
-Czy to on?- Syknęłam wskazując na Abhaya.
-Tak. Czyż to nie cudowna wiadomość?- Powiedziała podekscytowana mama. Wybałuszyłam na nią oczy.
-Nie! Nie zgadzam się! Nie będę, ani z nim, ani z nikim innym!
-Jakoś nie masz wyjścia, księżniczko.- Uderzyłam wojownika w twarz pozostawiając na jego policzku cztery, długie rany. On w odpowiedzi uśmiechnął się cwaniacko. Jemu zależy tylko i wyłącznie na dojściu do władzy.
-Lou!
-Wybacz ojcze, ale nie zgadzam się.- Powiedziałam całkowicie opanowanym i wypranym z emocji głosem.
-Dlaczego?
-Bo…- Nie miałam wyjścia, musiałam im powiedzieć o Draku, to jedyna szansa by ich przekonać do moich racji.- Jak byłam wśród ludzi to pomógł mi pewien mężczyzna. Nazywał się Drake. Jako jedyny nie obrzucał mnie wrogimi spojrzeniami, był miły, pomógł mi się przyzwyczaić do nowego miejsca, sytuacji i to dzięki niemu wróciłam do was. Zdarzyło się też jeszcze coś. Zakochaliśmy się w sobie. Na początku myślałam, że traktuje go tylko i wyłącznie jako przyjaciela, że to przecież nie możliwe ale przeszliśmy naprawdę wiele i to się po prostu stało.
-Chyba sobie żartujesz?! Po prostu?!
-Abhaj, wyjdź proszę. Musimy porozmawiać z naszą córką w samotności.- Powiedział twardo, władczym tonem przywódca klanu. Zadrżałam pod wpływem mocy, która płynęła w jego głosie.

+++++++++++++++

Hejka wszyscy!
Po pierwsze przepraszam najmocniej za taaaką przerwę.
Po drugie chciałam przypomnieć o konkursie do jutra (27.03) możecie składać prace! 
Po trzecie mam nadzieję, że się choć odrobinkę podoba i zapraszam do komentowania ;D 

Rozdział dedykuję wyjątkowej osobie, której komentarze motywują mnie do pisania i wspierają na duchu, gdy nie mam weny, albo po prostu gdy nie jestem w sosie :) 
Kochana kontynuuj swoją "pracę" bo jest to coś cudownego, ty jesteś genialna, wspaniała i masz talent. Pamiętaj nigdy się nie poddawaj. Życzę ci duużoe weny i zapału ANGEL MADAME
Przesyłam miliony całusów i przytulaków! Trzymaj się kochana ;***** <3

Pozdrawiam i innych ;***