środa, 30 stycznia 2013

VI. Nie widzisz?



                Obudziłam się w połowie obmywana czymś mokrym. Z trudem podniosłam powieki, promienie słońca zaczęły razić mnie w oczy. Spojrzałam w dół, od pasa moje ciało leżało w zimnej wodzie strumienia. Przycisnęłam  twarz z powrotem do ziemi. Wszystko mnie boli, od czubka głowy po koniuszki palców u stóp. Nie miałam siły podnieść się i pójść po ubrania. Nagle usłyszałam kroki, które zbliżały się w moją stronę. Już sobie wyobrażam co ta osoba pomyśli na mój widok. Goła dziewczyna leżąca w strumieniu, brudna z pokołtunionymi włosami. Słyszałam szelest ściółki udeptywanej ciężkimi butami człowieka, który szedł tu.
-Lou?! Jak ty wyglądasz! Jesteś cała we krwi.- Podniosłam wzrok i ujrzałam Drake. Jezu jak ulga, że to on.
-Co ty tu robisz?- Wychrypiałam jeszcze nie pewnym głosem.
-Poczekaj przyniosę jakiś koc.- Po chwili stałam przed nim owinięta ciepłym kocem. Poszliśmy do torby, w której zostawiłam zapasowe ubranie. Szybko naciągnęłam na siebie rzeczy. Wypiłam haustem resztę wody, wytarłam twarz oraz ręce i dołączyłam do mężczyzny. 
-Wytarłam się trochę, widać jeszcze gdzieś krew?
-Nie. To pewnie jakieś zwierzę.
-Oby. No więc co ty tu robisz?
-Przychodziłem codziennie i sprawdzałem czy już ‘’wróciłaś’’.
-Codziennie?
-Nie było cię trzy dni. Zaczynałem myśleć czy czasem nie utknęłaś.
-Nie nie, to się zdarza.- Uśmiechnęłam się, ale wyszedł z tego grymas.
-Chodź, zabieram cię na porządne śniadanie.- Drake wziął moją torbę i ruszyliśmy do samochodu. Po dość długim marszu w końcu siedziałam na czymś miękkim i na dodatek jechałam na śniadanko. Przymknęłam powieki i po chwili spałam.
                Coś delikatnie mną potrząsało. Przetarłam zaspane oczy i otworzyłam je. Wyjrzałam przez okno pojazdu, staliśmy przed ładnym, nie dużym domem.
-Gdzie jesteśmy?- Spytałam przeciągając się.
-Przed moim domem.
-Ładny.
-Dzięki.- Wysiedliśmy i weszliśmy do środka. Wnętrze było urządzone skromnie, ale ładnie.- Ostatnie drzwi po prawo to łazienka, możesz skorzystać. W sumie czuj się jak u siebie.
-Znowu to robisz.- Szepnęłam.
-Co?
-Pomagasz mi, a ja nie wiem dla czego i nie rozumiem tego.- Spuściłam wzrok, zaczęłam śledzić linie biegnące na panelach. Drake podszedł do mnie, bardzo blisko, za blisko i ujął mnie za podbródek unoszą moją głowę tak, że mógł patrzeć mi prosto w oczy.
-Naprawdę tego nie rozumiesz? Nie widzisz? Zakochałem się w tobie Lou.- Nie wiedziałam co powiedzieć, co zrobić, po prostu stałam i gapiłam się w jego szare, hipnotyzujące oczy. Pogładził moje zaróżowione policzki kciukiem. Zadrżałam, po ras pierwszy w życiu nie ze strachu, lecz z pożądania i to jest straszne bo jest to dzikie. Coś budziło się w mnie, coś nowego, szarpało od środka, chciało się uwolnić, ale ja nie mogę się ruszyć, tonę w jego słodkich oczach. Jego twarz zbliżała się do mojej powoli i nie pewnie, w końcu jego usta spoczęły na moich. Były miękkie, pełne, gładkie, pyszne. Oderwaliśmy się od siebie, gdy zabrakło nam tchu. Oboje dyszeliśmy, moje ciało nadal drży. Przysunęłam twarz do jego uch.
-Dostanę to porządne śniadanie?- Odsunął się, a ja zamrugałam figlarnie i poszłam do łazienki. Szybko ściągnęłam z siebie ubranie i wskoczyłam pod prysznic. Zmyłam z siebie zaschniętą ziemię oraz resztki krwi. Po piętnastu minutach odświeżona stałam w kuchni, z której rozchodził się kuszący zapach. Usiadłam przy drewnianym stole i czekałam na mojego kucharza. Po chwili przed moim nosem stał talerz pełen naleśników z dżemem i bitą śmietaną. Wzięłam pierwszy kęs:
-Mmm to jest pyszne!
-Nie żałuj sobie.- Gdy ja kończyłam ostatniego naleśnika, Drake włączył telewizor, akurat lecą wiadomości.
Dzisiaj o godzinie siódmej w lesie Branddary znaleziono zwłoki nieletniej Grace King. Policja wezwała specjalistów od dzikich zwierząt, twierdzą oni, że dziewczyna została zaatakowana, a następnie zabita przez dzikiego kota. Mieszkańcy Tenes Wail chcą ruszyć na polowanie. Czy krwiożercza bestia zaatakuje ponownie? Czy policja zdoła ją złapać? Na razie prosimy o ostrożność i unikanie samotnych wypadów do lasu Branddary.
-Ta krew, to musiałam być ja! W tych lasach nie żyją żadne gatunki kotów!
-Lou spokojnie, może to jakieś zwierze uciekło z cyrku, albo ktoś inny się przemienił.
-Obyś miał rację.- Ale po głowie zaczęły krążyć mi nie kolorowe myśli. To nie mogło być nic innego. Zabiłam człowieka.

++++++++

No to po długiej przerwie jest! Jest to jeden z nie licznych rozdziałów, które na prawdę lubię. Obym spełniła wasze wymagania ;D 
Co nieco romantyzmu się tu znalazło, ale i też mała tragedia.

Kto ma ferie ? Mnie niestety skończyły się  już w poniedziałek :(( No ale trudno, nie długo wakacje ! ;P 
DEDYKUJĘ TEN ROZDZIAŁ WSZYSTKIM MOIM CZYTELNIKOM ! 
POZDRAWIAM I DO NAPISANIA ;*
Ps Życzę wam piszącym duuuuużo weny!!!!!! 
No to paa :D

wtorek, 15 stycznia 2013

V. Pełnia.



           Obudziłam się godzinę przed przyjściem Drake. Na dworze, zza horyzontu powoli i nieśpiesznie wyrasta słońce. Wstałam i poszłam do łazienki wykonać poranną toaletę i wziąć szybki prysznic. Gdy to zrobiłam ubrałam się w jeansy i granatową tunikę. Przejrzałam jeszcze zawartość torby. Wszystko jest już gotowe. Zaczęłam nerwowo krążyć po pokoju i rozmyślać jak to będzie. Mam nadzieję, że żaden nieszczęśnik nie wybierze się na wieczorny spacer do lasu, tym bardziej sam. Moje rozmyślanie przerwały trzy nie śmiałe uderzenia ręki w drzwi. Pośpiesznie otworzyłam je. Stoi tu, tak blisko, taki prawdziwy, opierając się o framugę drzwi i uśmiechając się. Odwzajemniłam się tym samym.
-Gotowa?
-Chyba tak.
-Tylko tyle zabierasz?- Wskazał torbę.
-Yhym.- Chwycił moje rzeczy i wszyliśmy. Na zewnątrz zimny wiatr rozwiał mi włosy, tak że zasłaniały mi teraz całą twarz. Usłyszałam obok cichy chichot.
-To nie jest zabawne.- Warknęłam z przekąsem.
-Z mojej perspektywy owszem.- Dałam mu kuksańca w bok. Ogarniając w końcu włosy dotarliśmy do jego samochodu. Gdy usadowiliśmy się wygodnie ruszyliśmy. Po dwudziestu minutach jazdy w końcu dotarliśmy na obrzeża miasta. Drake skręcił w jakąś leśną drogę i stanął na poboczu. Zaciągając hamulec ręczny, mężczyzna otarł się o mnie.
-Jesteś rozpalona i drżysz.
-To nic, tylko pierwsze objawy zbliżającej się wielkimi krokami pełni.
-Jak to jest?- Westchnęłam i przymknęłam powieki.
-Pierwsza przemiana jest bardzo bolesna. Czujesz, że zmieniasz kształt, to znaczy łamanie kości, rozrywanie mięśni, często dochodzi do krwotoków. Później jest lepiej, aż w końcu jest to tak naturalne, że nie odczuwasz bólu. Jeśli przemieniasz się regularnie i dość długo to możesz również przemienić się poza pełnią, ale jest to dość trudne. Wracając do pełni, mózg zwierzęcia nie jest wstanie pomieścić naszych myśli, wiedzy, odczuć, uczuć, emocji. Pozostają nam tylko wyblakłe obrazy. Ogólnie to tracisz swoje człowieczeństwo, tracisz siebie, stajesz się drapieżnikiem. W ciele zwierzęcia nie masz wspomnień z bycia człowiekiem i odwrotnie, nie pamiętasz nic z czasu kiedy byłeś porośnięty futrem.  Pierwsza transformacja przychodzi w wieku piętnastu, szesnastu lat. U chłopców przychodzi to szybciej. Dobra czas się zbierać.- Wysiadłam, wzięłam torbę i już miałam iść w las, ale czyjaś silna ręka mnie zatrzymała.
-Idę z tobą.
-Nie! To zbyt niebezpieczne. A zresztą nie chcę żebyś na to patrzył szarooki.
-Przecież mówiłaś, że później jest to naturalne.
-Drake! Ja od ponad miesiąca się nie przemieniałam, będzie jak za pierwszym razem! Zostanie ze mnie bardzo mało, nie zdążysz uciec! Nie wybaczyła bym sobie gdyby ci się coś stało.
-Tym bardziej cię nie zostawię.- Był całkowicie spokojny, w porównaniu do mnie.
-Czemu?- Położył swoją dłoń na moim policzku. Jej zimna powierzchnia przynosiła ukojenie mojej rozgrzanej skórze.
-Nie pozwolę cierpieć ci samej.- Kiwnęłam głową. To jest takie… wzruszające.
-Chodź, musimy wejść głębiej.- Opuścił swoją rękę i puszczając mnie przodem ruszyliśmy w głąb śpiącego jeszcze lasu. Po dwóch godzinach marszu doszliśmy do nie dużej polany, którą przecina mały strumyczek. Usiedliśmy pod skałą, osłaniając się przed wiatrem. Spojrzałam na swoje dłonie, teraz już nie drżą tylko trzęsą się jak galareta. Sięgnęłam po wodę, upiłam łyk i podałam butelkę mojemu towarzyszowi.
-Dzięki.
-Powiedz mi coś o sobie.- Kątem oka zauważyłam, że na moment zesztywniał.
-Nie ma nic ciekawego.
-Na pewno nie. Każdy ma swoją własną historię, która na swój sposób jest ciekawa.
-Albo tragiczna.- Szepnął.
-Przepraszam, nie powinnam pytać.
-Miałem siostrę Caroline i brata Kevina oraz rodziców Selene i Davida. Do ósmego roku życia mieszkałem w Nowym Jorku, dzień przed moimi dziewiątymi urodzinami cała czwórka zginęła w wypadku samochodowym, uderzyła w nich ciężarówka. Po ich śmierci trafiłem do ciotki, która mieszka w Atlancie. Nie radziłem sobie z rzeczywistością, zacząłem sprawiać kłopoty. Brałem narkotyki, zaliczyłem również poważne załamanie nerwowe i tak w kółko, staczając się coraz bardziej. Pewnego dnia, kiedy byłem na odwyku, poznałem dziewczynę Candace, byliśmy na jednej sali. Opowiedział mi jak to jest być na samym dnie, kiedy to człowiek jest cieniem samego siebie, totalnym wrakiem. Patrzyłem codziennie jak umiera coraz bardziej, aż w końcu nie miała siły i zabiła się. Z tego co pamiętam miałem wtedy szesnaście, siedemnaście lat, wstrząsnęło mną to tak bardzo, że obiecałem sobie, że nie doprowadzę się do takiego stanu. Z pomocą wielu wyszedłem z nałogu i z załamania. Zacząłem się uczyć, skończyłem studia, zacząłem pracować i poznałem ciebie. Najpiękniejszą oraz najdzielniejszą dziewczynę pod słońcem.- Czułam, że gapię się na niego z otwartą buzia.
-Przykro mi.- Uśmiechnął się słabo.- Która godzina?
-Jedenasta.
-Jeszcze tyle czasu. Nie będzie przeszkadzać ci jak się zdrzemnę chwilkę?
-Nie.- Poklepał zachęcająco swoje nogi. Niepewnie położyłam głowę na jego uda. Spojrzałam mu w oczy.
-Dziękuję, że jesteś tu zemną, mimo wszystko.- Pochylił się i ucałował mnie w czoło.
-Kolorowych snów.- Zasnęłam. Coś lekko mną potrzasnęło, otworzyłam niechętnie oczy.- Coo?- Spytałam ziewając.
-Musiałem cie obudzić, bo twój brzuch zagłusza nawet ptaki.
-Ha, ha.- Wyrwałam mu kanapkę z rąk.- Dzięki, nawet smaczna.- Pokazałam mu język.- Ile spałam?
-Dochodzi piąta.
-Matko! A ty tu cały czas siedziałeś?
-No, a co miałem robić? Grzyby zbierać?
-Co będziemy robić?
-Może teraz ty powiesz coś o sobie?
-Niby co? Plemienne legendy?
-Nie, masz rodzeństwo?
-Nie.
-Ktoś na ciebie czeka  w domu?
-Rodzice i przyjaciółka.
-Nie o to mi chodziło.
-Aaa, to nie.
-Nie wierzę.
-U nas TO wygląda trochę inaczej. To rodzice wybierają, matka jednego kandydata, a ojciec drugiego, następnie dochodzi do walki na śmierć i życie. To chyba najgorszy zwyczaj.
-Córka nie ma nic do powiedzenia?
-Zazwyczaj nie. Chyba, że jej wybranek spełni kryteria rodziców i wygra z ich wybranymi.
-To nie zaciekawię.
-Ani trochę.- Resztę czasu poświeciliśmy na rozmowy, spacer, śpiewanie i tak czas zleciał nam do jedenastej wieczorem, kiedy zaczęłam czuć się dziwnie. Drgawki wzmogły się na sile, tak że nie mogłam niczego utrzymać w dłoniach. Czułam jak żołądek mi się skręca, zaczęłam wymiotować. Potem nadszedł ból, rozsadza mi czaszkę. Drake trzymał mnie w swoich ramionach, dopóki transformacja nie zaczęła się w pełni. Łamiące się kości i rozrywające mięśnie rzucały mną po ziemi. Z mojego gardła wydobył się krzyk, po czym zaczęłam krztusić się krwią. Po chwili ziemia w około, dłonie Drake i ja sama byliśmy w niej umazani.
-Boję się.- Łzy zaczęły mieszać się ze szkarłatnym płynem.
-Cii, zaraz się skończy.- Ostatnie co widziałam to Drake patrzący w wyświetlacz telefonu i piękna, srebrna, okrągła tarcza księżyca na czarnym tle. Już nadszedł czas. Całkowicie oddałam się w jego posiadanie. Kły i pazury wyrosły jako ostatnie. Zaczynałam tracić siebie, wszystko kurczyło się i znikało. Chwile leżałam za nim podniosłam się na łapy. Spojrzałam na mężczyznę odsuwającego się ode mnie. Czuje jego strach. ON, kim jest? Straciłam jego wspomnienie, zostały tylko obrazy chwil spędzonych z NIM, chociaż i one powoli blakną i stają się nie ważne. Zaczęłam skradać się w jego kierunku. Pozostałości mnie krzyczały nie! Zatrzymałam się gwałtownie, mruknęłam przeciągle, jakby na pożegnanie i zniknęłam w ciemnym lesie. Moje wewnętrzne ja, całe jestestwo, człowieczeństwo, już ich nie ma. Teraz, bieg, polowanie, przetrwanie. Jestem drapieżnikiem. Czas nie ma znaczenia, nie istnieje…

++++++++++++++++++++




No i jest ! Mam nadzieję, że jesteście zadowoleni :) Dałam tu troszkę scen Dlou xD  
Miłego czytania no i oczywiście komentowania ;D 
 Z góry przepraszam za błędy, ale jeśli takowe się zdarzą to wina worda, że nie podkreślił !!! ;P

Pozdrawiam i do napisania ;*

sobota, 12 stycznia 2013

IV. Korepetycje



„…Twój oddech tu słyszę
i wiem: Ty jesteś w sali sam.
A gdy Ci czego trzeba, któż
Twemu szukaniu napój mógłby dać?
Ja słucham ciągle. Proszę, daj mi znać,
Ja jestem tuż.
Dzieli nas tylko cienka ściana…”

  R.M. Rilke „Poezje” (fragment)               

Obudził mnie przeraźliwy dźwięk dzwonka. Przetarłam zaspane oczy, po czym je otworzyłam. W pokoju było jasno od świecącego słońca. Rozciągnęłam kończyny w każdym, możliwym kierunku. Podniosłam się z łóżka, wzięłam czarne jeansy, bordową bokserkę i poszłam do łazienki. Wykonawszy poranną toaletę, zapakowałam książki do torby, założyłam szarą bluzę oraz czarne trampki i wyszłam na zajęcia. Idąc w kierunku szkoły przeglądałam plan lekcji. Pierwszą mam biologię. Starałam się tym razem na nikogo nie wpaść i na szczęście bez zatargów dotarłam do klasy. Usiadłam w ostatniej ławce przy oknie. Po kilku minutach rozległ się dzwonek, a do pomieszczenia weszła nauczycielka. Jest to szczupła, ciemno włosa kobieta w okularach, około trzydziestki.
-Dzień dobry.- Chórem odpowiedzieliśmy jej to samo. Lekcja była przyjemna i zleciała szybko. Do lunchu miałam jeszcze angielski, fizykę i geografię. Po nim natomiast matematykę i chemię. Ostatnia była historia, którą prowadzi Drake. Po czterdziestu pięciu minutach tej lekcji stwierdzam, że nigdy nie polubię tego przedmiotu.
-Panno Leal, proszę chwile poczekać.- Gdy w środku nie było nikogo poza nami, kontynuował.- Masz spore zaległości.
-Nigdy nie zagłębiałam się w historyczne szczegóły żadnego z krajów.
-Przydały by ci się korepetycje.
-Wątpię by ktokolwiek chciał mi poświęcić choć trochę czasu.- Uniósł jedną brew w geście zdziwienia.
-Mam pewnego ochotnika.
-Niby kogo?- Uśmiechnął się szeroko i wskazał na siebie.- Naprawdę?! Mógłbyś?
-Oczywiście.
-Dziękuję.
-Ale mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę, iż na początku będziesz musiała przychodzić codziennie.- Chyba każdy by się na to skrzywił, ale mi podoba się perspektywa spędzania z nim codziennie tyle czasu. Jest to jedyna osoba, po Catherine, która nie nienawidzi mnie.
-Z wielką ochotą przystanę na pańską propozycję, panie Weid.
-W takim razie proszę stawić się w mojej klasie o szóstej.- Uśmiechnął się łobuzersko.
-Do zobaczenia.- Kiwnął głową w odpowiedzi. W drodze do internatu, zahaczyłam o mały sklepik. Wzięłam trzy jabłka, tyle samo bananów, orzeszki ziemne oraz dużą wodę mineralną nie gas. Wyciągnęłam z torby portfel, który nie wiem jakim cudem się tam znalazł. Zapłaciłam i ruszyłam do swojego pokoju. Spojrzałam na zegar, dochodziła czwarta. Czyli mam jeszcze trochę czasu. Wyciągnęłam książki i orzeszki i zabrałam się za odrabianie prac domowych. Po półtorej godzinie zamknęłam ostatni zeszyt. Spakowałam z powrotem podręcznik do historii i wyszłam. Chwilę później stałam pod klasą. Zapukałam w drzwi i weszłam do środka.
Drake siedział przy biurku, pochylając się nad jakimiś sprawdzianami. Gdy stanęłam naprzeciwko niego, oderwał się od swojej dotychczasowej pracy.
-Od czego zaczniemy?- Spytałam.
-Od podstaw.- Pół godziny przeznaczyliśmy na prehistorię, co było strasznie nudne, ale na szczęście również łatwe. Kolejne pół na starożytną Grecję i Rzym. Mój korepetytor z zafascynowaniem tańcował przy tablicy. Po godzinie z moich ust mimowolnie wydobył się jęk. Drake spojrzał na mnie podejrzliwie.
-Co jest?
-Moje szare komórki zaraz się przegrzeją, a żołądek zacznie trawić sam siebie!- Zaczął chichotać pod nosem. Rzuciłam w niego zeszytem, na co wybuchnął jeszcze większym śmiechem, a ja dołączyłam do niego.
-Okej, mogę zrobić ci przerwę.- Powiedział z udawaną niechęcią.
-Dzięki, za łaskę.
-Szczerze to ja też jestem głodny.- Wyciągnął komórkę, wykręciła jakiś numer i po chwili rozmawiał z kimś. Po jakichś piętnastu minutach do sali wszedł mężczyzna z dwiema papierowymi torebkami w ręku.
-Pan Drake Weid?
-Tak.
-To pańskie zamówienie. Należy się dziewięć dolarów.- Wyciągnął pieniądze, zapłacił i znowu zostaliśmy sami.
-Wiem, że to nie pięciogwiazdkowa restauracja, ale zawsze coś.- Wręczył mi jedną torebkę. Usiedliśmy po obu stronach ławki i zaczęliśmy siłować się z pałeczkami. Wielokrotnie, ‘’przypadkiem’’ zdarzyło mu się mnie dotknąć. Miałam wrażenie, że podrywa mnie. Kolacja zleciała nam bardzo przyjemnie. Rozmawialiśmy, śmialiśmy się i wygłupialiśmy.
-To co wracamy do nauki?- Skrzywiłam się na samą myśl.
-Nie ma mowy! Mogę mieć do ciebie prośbę?
-Zależy jaką.- Posłał mi oczko. Przewróciłam oczami i zaczęłam mówić dalej.
-Chodzi o to, że jutro jest pełnia. Musisz zawieść mnie do lasu.
-Czemu?
-Żebym mogła przemienić się z dala od ludzi.
-Przemienić? W co?
-W lamparta.
-Okeej. O której?
-Rano. Od dawana się nie przemieniałam, będę zbyt nerwowa i agresywna żeby być w szkole. Jeszcze ze złości bym się przy innych przemieniła. Po miesięcznym braku przemian jestem nie stabilna.
-Dobrze przyjdę po ciebie o szóstej. A teraz pozwól odprowadzić się do pokoju.- Spakowałam swoje rzeczy . Spacer przez szkolne podwórze minął nam w ciszy. Cały czas gnębi mnie jedno. Czemu jest dla mnie taki tolerancyjny. Inni patrzą na mnie z pogardą. On jednak nie, nawet po tym jak zaatakowałam tego chłopaka na korytarzu.
-Jesteśmy na miejscu.- Wyrwał mnie z zamyśleń jego głos.
-Czemu jesteś… taki?
-Jaki?
-Inny. Nie boisz się mnie, nie brzydzisz. Czemu?- Wzruszył ramionami i zaczął bawić się troczkiem od mojej bluzy.
-Sam nie wiem. Jesteś przecież jak każdy inny. Czujesz, ranisz, jesteś raniona, masz rodzinę, dom. A to, że masz parę dodatkowych umiejętności nie ma znaczenia, jeśli ktoś oczywiście nie zazdrości ci bycia lepszym od siebie. Po za tym jesteś czysta, to znaczy nie zepsuta. Przede wszystkim jesteś sobą.-  Moje oczy rozszerzyły się, jestem zaskoczona jego… wyznaniem.
-Szczerze? To myślałam, że interesujesz się mną ze względu na to czym jestem.
-Nie każdy jest jak tamci co cię porwali.
-Ale większość. Cześć.
-Pa.- Schowałam się szybko za drzwiami. Podeszłam do okna. Widziałam jego oddalającą się, ciemną sylwetkę. Westchnęłam. Dotknęłam ręką czoła. Jest gorące, pierwsza oznaka nadchodzącej pełni. Pozbyłam się ubrań i wskoczyłam pod prysznic. Odkręciłam zimną wodę. Zaczęłam pod jej wpływem delikatnie drżeć. Osunęłam się po zimnych kafelka do brodzika. Z mojego oka spłynęła jedna, samotna, słona łza. Tak bardzo tęsknię za domem, za ciągłym zapachem roślin, za swobodą i za Leah. Ale z drugiej strony, czy chciała bym wrócić do domu, w którym nie ma Drake? Nie ma jego uśmiechu, na którego widok i ja się uśmiecham. Chyba nie. Zakręciłam dopływ wody. Posiedziałam jeszcze chwilę zamknięta w środku prysznica, po czym wyszłam i przebrałam się w piżamę. Wyciągnęłam z szafy nie dużą, sportową torbę. Zaczęłam się pakować, wrzuciłam do niej jeansy, jakiś podkoszulek i czarny sweter. Upiłam trochę wody, następnie i ją spakowałam. Położyłam się do łóżka. Jutro czeka mnie bardzo ciężki dzień. Westchnęłam. Jeszcze chwilę rozmyślałam, nad domem, przemianą, Drakem, aż w końcu ogarnął mnie sen.

+++++++++++++++++++++++++++++

Witam was wszystkich ! Trochę dawno tu zaglądałam, ale w końcu powstał kolejny rozdział :) 
Dziękuję wszystkim za miłe komentarze pod poprzednim rozdziałem. 
Sorka za błędy. 
Dzięki za każdy komentarz i z pochwałą i z nagana :) 
Pozdrawiam wszystkich i do napisania ;* 
 

czwartek, 3 stycznia 2013

III. Pierwsze spotkanie.



         Dostałam dwie torby wypchane po czubek ubraniami, książkami i kosmetykami. Zostałam wyprowadzona na zewnątrz. Przed budynek podjechał duży, czarny samochód z przyciemnianymi szybami. Wsiadłam do środka. W aucie czekali na mnie Michael i Catherine. Jestem bardzo podekscytowana, ale i zdenerwowana. Wiem, że nie będę w stu procentach szczęśliwa, ale lepsze to niż gnicie w małej klatce.
-Ludzie o nas wiedzą?
-Tak.- Mam przeczucie, że nie zaakceptują mnie w szkole, że będą czuli odrazę i strach. Po półgodzinie dojechaliśmy na miejsce. Budynek szkoły jak i internatu był zbudowany z czerwonej cegły. Sprawiał wrażenie wiekowej budowli.
-Lekcje zaczynasz dopiero jutro. Dyrektor jest poinformowany o wszystkim, potrzebne dokumenty zostały złożone. Wszystko jest gotowe. Teraz zaprowadzimy cię do pokoju. I pamiętaj dziś jest wtorek, godzina szesnasta.
-Yhym.- Wyszliśmy z pojazdu i udaliśmy w stronę internatu. Mój pokój znajduje się na pierwszym piętrze i ma numer dwieście szesnaście. Michael odstawił torby i wyszedł. Cath miała spuszczoną głowę.
-Będzie mi ciebie brakować.
-Mi ciebie też.- Przytuliłyśmy się, wręczyła mi klucze i również odeszła. Zostałam sama. Otworzyłam drzwi i zapakowałam się do środka. Pokój był dość przestrony. W jego skład wchodziło: telewizor, szafa, komoda, łóżko, dwa duże kwiaty i stół z dwoma krzesłami. Na prawo od jego wejścia znajdowała się łazienka. Rozpakowałam wszystkie rzeczy do szaf i wyszłam na przechadzkę po szkolnym terenie. Z zachłannością wdychałam świeże powietrze, podeszłam do dużego drzewa i pogładziłam jego szorstką korę dłonią. Na około nikogo nie było, najwidoczniej trwały jeszcze zajęcia. Z uśmiechem na twarzy wskoczyłam na grubą gałąź i usiadłam na niej. Wróciłam myślami do domu. Nagle czyjś męski głos wyrwał mnie z odmętów wspomnień.
-Przepraszam, ale mogła byś zejść z tego drzewa? Nie chcę odpowiadać przed dyrektorem jeśli coś ci się stanie.- Zwinnym ruchem zeskoczyłam z trzech metrów. Na twarzy mężczyzny malowało się zdziwienie. Przeniósł wzrok z drzewa na mnie. Gdy ujrzał moje oczy zaskoczenie jeszcze bardziej powiększyło się.
-Dzień dobry panu.- Gdy nadal nie odpowiadał, pomachałam mu ręką przed twarzą.
-Och wybacz mi, po prostu pierwszy raz w życiu spotykam się z…
-Kotołakiem?
-Dokładnie. Witaj, jesteś naszą nową uczennicą?
-Tak proszę pana.
-Mogę wiedzieć jak się nazywasz?
-Lou Leal, a pan?
-Drake Weid. To prawda, że wyłapują was z lasu, siłą?
-Niestety. Wie pan gdzie mogę zdobyć plan zajęć ?
-Jasne. Chodź zaprowadzę cię.- Ruszyłam za czarnowłosym mężczyzną. Zastanawiam się ile on może mieć lat. Wygląda młodo jak na nauczyciela. Weszliśmy do mniejszego budynku, w którym panował już gwar i ruch. Przecisnęliśmy się przez tłum i dotarliśmy do drzwi z napisem sekretariat.- To tu. Uważaj na panią Grace Phips. Grrr straszna dziwaczka.- Zaśmiałam się.
-Raczej nie jest większą dziwaczką ode mnie.
-Oj nie powiedział bym. Na pierwszy rzut oka wyglądasz normalnie.
-Na pierwszy…- Przerwał mi krzyk zza drzwi ‘’Nie sterczeć mi pod drzwiami chołoto, bo powyrywam wam uszy i nakarmię nimi swoje koty!!”- Uniosłam brwi na znak szoku.
-A nie mówiłem. Ja musze już się zbierać na lekcję. Gdybyś potrzebowała pomocy to znajdziesz mnie w klasie trzysta dwanaście.
-Dziękuję.
-Nie ma za co.- Uśmiechnął się do mnie i zniknął w tłumie. Zapukałam delikatnie i weszłam do środka. W pomieszczeniu panuje zaduch. Na biurku leży wielki, czarny kocur. Miałknął na mnie. Podeszłam do niego i pogłaskałam go. Zaczął się do mnie łasić.
-Ooo lubisz kotki cukiereczku?
-Tak.- Nie będę obdarowywać jej szczegółami, że w połowie jestem jednym z nich.- Potrzebuję planu zajęć.
-Ach! To ty jesteś tą nową uczennicą?
-Tak proszę pani.- Grunt to być miłym. Poszperała w szufladach, aż w końcu podała mi kartkę z planem.- Dziękuję i do widzenia.- Wychodząc z pomieszczenia wpadłam na grupę chłopaków.
-Uważaj jak łazisz kiciu.- Warknął. Spojrzałam mu prosto w oczy. Wszyscy cofnęli się o trzy kroki.
-Kiciu? Serio?
-Nie wierzę, że widzę TO- tu wskazał na mnie- na własne oczy.- Wybuchli śmiechem. Zmrużyłam oczy i syknęłam.
-Ej John uważaj bo cie ugryzie.- Złapałam chłopaka za szyję i przycisnęłam do szafek.
-Może tak dla odmiany ciebie?- Zamilkli. Wysunęłam pazury i zaczęłam mu je wbijać w kark.
-Sory, nie chciałem, naprawdę. To już się nie powtórzy. Au to boli! Puszczaj!
-Na pewno, przecież nic z ciebie nie zostanie.- Mruknęłam przeciągle na niego.
-Chłopcy zostawcie ją.- Gdy usłyszałam znajomy głos odczepiłam się od chłopaka.- Zaprowadźcie go do pielęgniarki, niech opatrzy to. A ty chodź ze mną.
-A nie mogę iść po prostu do siebie?
-Nie w takim stanie.- Westchnęłam i pomaszerowałam za nauczycielem. Weszliśmy do jego klasy. Jest w niej przyjemnie chłodno. Mięśnie, które cały czas były napięte, rozluźniły się. Mam nadzieję, że nie będę teraz słuchała długich wywodów na temat zachowania. Było mnie nie denerwować, było mnie tu nie przysyłać! – Nie masz dziś zajęć, prawda?
-Nie.
-W takim razie zabieram cię w pewne miejsce. Może tam odreagujesz.
-Gdzie?
-Zaufaj mi.
-To słowo jest mi już obce od dawna.
-Ja cię nie skrzywdzę.
-Więc będę naiwna i się zgodzę.
-Bądź gotowa o dwudziestej.- Kiwnęłam głową i równo z dzwonkiem zniknęłam za drzwiami. Wróciłam do swojego pokoju. Jestem bardzo ciekawa wycieczki.
        Czas do dwudziestej strasznie mi się dłużył, no ale w końcu zleciał. Usłyszałam ciche pukanie do drzwi.
-Proszę!
-Gotowa?
-Owszem.- Gestem ręki wskazał wyjście. Zamknęłam pokój na klucz i ruszyłam za Drake’ m. Wyszliśmy poza teren szkoły. Przeszliśmy w ciszy jeszcze spory kawałek, aż w końcu moim oczom ukazał się las. Ciemny, tajemniczy i żywy. Stałam chwilę oniemiała.
-Dawno go widziałaś?
-Na tyle by zapomnieć jaki jest wspaniały!- Kucnęłam i położyłam płasko dłoń na ziemi. Poczułam całe życie tego pięknego miejsca. Gdy zaczęłam węszyć usłyszałam chichot mojego towarzysza. –No co? Nawet nie wiesz jakie piękne zapachy z niego dochodzą. Ops przepraszam, nie powinnam przechodzić na ty.
-Jeśli nikt nas nie widzi i nie słyszy możesz zwracać się do mnie po imieniu.- Klepnęłam go w ramię i rzuciłam hasło „berek”. Zaczęliśmy ganiać się po lesie. W pewnym momencie nigdzie go nie było. Nie słyszałam go, nie czułam i nie widziałam. Niespodziewanie skoczył na mnie i przewrócił na leśne runo. Zaczęliśmy głośno się śmiać. Dużo rozmawialiśmy, albo raczej to Drake mówiła, a ja słuchałam. Jest bardzo interesującą osobą. Gdy dochodziła dwudziesta trzecia zabiliśmy na szkolny parking. Chwilę siedziałam w ciszy, po czym zarzuciłam mu ręce na szyję i wyszeptałam ciche dziękuję. Obdarował mnie ciepłym uśmiechem, pożegnał się i odjechał. Wróciłam do pokoju, wzięłam szybki prysznic i zasnęłam. 

++++++++++++++++++++++++++

I oto powstał kolejny rozdział. Jest dziwny, ale w końcu to dziwne opowiadanie ;D 
Przepraszam za błędy i za to jeśli się wam nie spodoba, ale bądźcie cierpliwi nie długo bedzie lepiej. 
Dzięki za komentarze, każdego rodzaju ! 
Pozdrawiam ;*