sobota, 18 maja 2013

XIV. Ziemskie istoty.



                Biegłam przez dziedziniec nie zważając na wścibskie spojrzenia innych mieszkańców. Pozytywna energia rozpierała mnie od środka. Istnieje jakaś szansa! Obojętnie gdzie będę musiała szukać, obojętnie do czego będę musiała się posunąć zrobię to bez wahania. To takie dziwne czuć miłość naprawdę. Nie zdawałam sobie sprawy jakie to może być silne uczucie, u nas rzadko kiedy zdarza się coś takiego, aby ona była realna. Po paru minutach dobiegłam do dużego dębu, na którym znajdowała się dom Leah. Pośpiesznie wspięłam się na górę i wpadłam do pokoju koleżanki.
-Lou? Wszystko w porządku?
-Nie wiesz jak bardzo! Znasz legendę o naszym przodku, pierwszym kotołaku?
-Jasne.
-Mój dziadek powiedział, że ten sztylet jest zakopany w jaskini, gdzie wymalowane są te wzory. Wystarczy, iż go odnajdę i będę mogła przemienić Drake’a.
-To wspaniale!
-Pomożesz mi?
-Oczywiście, chodźmy.- Nie minęło pięć minut jak dotarliśmy do jaskini. Byłam bardzo podekscytowana, ale nie wiedziałam czy znajdziemy to czego szukamy. Przecież sztylet może być wszędzie. Może być zakopany, ukryty w jakiejś szczelinie.
                Zeszłyśmy bardzo głęboko zapuszczając się w najciemniejsze zakamarki tuneli jaskini. Było zimni i wilgotno. Trzymałyśmy się blisko siebie, aby się nie zgubić co w tych ciemnościach było bardzo prawdopodobne. Po dobrych paru godzinach doszłyśmy do końca jaskini. Najzwyczajniej w świecie skończyła się ścianą. Przeszukałyśmy każdy skrawek tego miejsca i nic. Po moim policzku popłynęła łza, którą szybko starłam. Może dziadek coś wie? Nie, nie jeśli by coś wiedział powiedział by mi to na pewno.
-Lou tu nic nie ma, przykro mi.
-Nie! On gdzieś tu jest, na pewno. Musi być.
-Przecież nie spędzimy tu całej wieczności, musimy wracać.
-Nie…- Wyszeptałam. Poczułam ramę przyjaciółki na swoim ramieniu. Delikatnie mnie pociągnęła i ruszyłyśmy w kierunku wyjścia. Nie miałam ochoty na nic, mój wcześniejszy entuzjazm zmalał do zera. Cała energia odleciała ode mnie niczym ptak z gałęzi drzewa.
                Wróciłyśmy na powierzchnię. Słońce mocniej niż normalnie raziło po oczach. Leah bez słowa zwrócił się ku domowi, ja stałam bez ruchu. Dziewczyna zauważając, że nie podążam jej śladem odwróciła się do mnie.
-Idziesz?
-Idź, chcę zostać sama.- Leah pokiwała głową i zniknęła między drzewami. Jest jeszcze jedna możliwość, jeśli ktoś ma mi teraz pomóc to tylko duchy bądź bogowie, a jeśli mają mnie wysłuchać to trzeba iść do Świętego Kręgu.
                Święty Krąg to miejsce naszego kultu, poświęcone wszystkim naszym bogom, wierzeniom, kultom. Jeśli ktoś bardzo potrzebował pomocy, duchowej bądź fizycznej, kierował się w to miejsce i w duchu rozmawiał, wsłuchiwał się w szept lasu.
                Droga do niego zajęła mi półgodziny intensywnego biegu przez zarośla. W lesie panował półmrok, w Kręgu wszystko się zmieniało. Było kolorowo, jasno. Ptaki, motyle i inne zwierzęta przechadzały się po nim wiedząc, że tu im nic nie grozi. Było to jedyne miejsce, gdzie każdy kotołak ma zakaz zabijania i wyrządzania krzywd.
Na około zielonej polany stały wysokie jak drzewa posągi przeróżnych zwierząt i nie tylko. Wielki Kot bóg życia, Kruk bóg śmierci, Człowiek z głową słońca i włócznią w ręku oznaczał boga wojny, Ptak z gałązką bóg domowego ogniska, Kobieta z głową kota i ogonem płodność i rodzina. Na każdym posągu widniały odciski dłoni na znak przyjęcia ich światłości oraz drogi. Usiadłam na środku po turecku. Przymknęłam powieki, a dłonie położyłam płasko na ziemi tuż przy biodrach. Wsłuchałam się w śpiew drzew tak jak uczył mnie dziadek, mawiał że tak porozumiewają się z nami bogowie i nie każdy jest w stanie go dosłyszeć. Całkowicie zatraciłam się. Miałam wrażenie jakby ziemia pod moimi palcami zaczęła pulsować, dosłyszałam też muzykę. Całą sobą prosiłam bogów, aby przyszli i wysłuchali moich próśb.
-Czego od nas potrzebujesz ziemska istoto?
-Naruszyłaś nasz spokój.- Oba głosy były melodyjne i dźwięczne, nie dało się rozpoznać, czy mówi kobieta, czy mężczyzna.
-Wybaczcie mi, ale potrzebuję waszej pomocy, choćby małej wskazówki.
-Ah chodzi ci o  sztylet?
-Tak!
-Śledzimy twoje poczynania. Sztyletu nie ma w tych lasach.
-A więc gdzie mogę go znaleźć?- Spytałam.
-Spytaj się ludzkiego mężczyzny. On będzie wiedział. Pomoże ci.
-Tak samo jak ludzka kobieta, która ci pomagała.- Melodia w mojej głowie ucichła. Drzewa szumiały teraz normalnie, ziemia nie wibrowała. Czułam się jak nowo narodzona, to było niesamowite doznanie, jakby balsamem nasmarowano moją duszę. Ludzki mężczyzna? Hmm… Drake! No jasne, tylko o niego mogło chodzić. Znowu muszę przekroczyć mur. Ruszyłam biegiem przed siebie.



~~~~~~~~~~~~~~
Cześć ! 
Wybaczcie, że tak długo nic tu nie dodawałam, ale skupiłam się mocno na moim drugim blogu, bo na niego mam teraz meega dużo pomysłów, a tu tak jakoś nwm nie mogę się zmotywować, ale nie opuszczę tej historii za nic w świecie ! 
Wiem, że rozdział krótki, ale nic więcej nie wykrzesam z siebie :( 
Mam nadzieję, że choć trochę się podobało.
Pozdrawiam i do napisania ;***