Nie jestem człowiekiem i nigdy nim nie byłam. Stare legendy
głoszą, że pochodzimy od dzikich kotów, zwinnych, silnych, pięknych, a przede
wszystkim wolnych. Jesteśmy ludem, plemieniem, gatunkiem jak zwał tak zwał.
Byliśmy nazywani również leśnymi zjawami, duchami, chyba nawet słyszałam coś o
elfach. Tak naprawdę to jesteśmy kotołakami. Nasze paznokcie umieją zmienić się w
pazury, a zęby w kły. Wyglądamy jak
normalni ludzie, poza oczami. Są jak u kota. Nasze umiejętności są przypisane
do rodzaju zwierzęcia, w które się zmieniamy. Ile jest gatunków kotów tyle my
mamy znaków, każdy jest przydzielony do jakiegoś, na przykład ja do lamparta.
Podczas pełni zmieniamy się w nie. Mieszkamy w lesie, znajdującym się w parku
narodowym, tak głęboko jak to tylko możliwe, by ludzie nas nie znaleźli, w
drewnianych domach ukrytych pośród gałęzi. Nie mamy elektryczności jak ludzie,
sterty odzieży, to nie jest nam potrzebne. Żyjemy zgodnie z naturom, zgodnie z
jej zasadami. Ale ludzie zakłócają tą równowagę. Chcą panować nad wszystkim i
każdym. Chcą być najlepsi. Lecz nie okiełznają dzikości naszych serc i
przodków.
-Gdzie biegniemy?- Spytałam koleżanki, ta spojrzała na mnie
wymownie. Pokręciłam głową.- Znowu będziemy musiały uciekać. A jak tym razem
będą mieli psy?- Włoski na karku na samą myśl stanęły mi dęba.
-Chyba nie tchórzysz?- Uniosła jedną brew, co wyglądało
śmiesznie.
-Niee, ale ostatnio wiele osób zniknęło i nie wróciło,
nigdy.-Po chwili dodałam:- Okej, biegniemy, tylko żeby mój ojciec się nie
dowiedział, bo chyba zrobił by sobie ze mnie dywanik.- Wybuchłyśmy śmiechem i
ruszyłyśmy biegiem przed siebie. Biegłyśmy bardzo szybko, ale i tak ja
zostawałam w tyle. Po godzinnym wysiłku naszym oczom ukazał się wysoki na
jakieś trzy metry, betonowy płot. Dwoma zwinnymi susami pokonałyśmy go.
-Ścigamy się do bramy i z powrotem?- Rzuciłam pomysł.
-Aż tak bardzo lubisz przegrywać?
-Za to ty Leah, nie umiesz się wspinać, AŻ tak dobrze.-
Pokazałam jej język i zaczęłam biec. Szybko jednak mnie wyminęła. Przystanęłam
na chwilę. Skupiłam się i po chwili zamiast paznokci miałam długie, ostre
pazury. Uśmiechnęłam się sama do siebie i zaczęłam wspinać po drzewie. Nagle
coś poruszyło się w dole. Zaczęłam się nerwowo rozglądać. Mnie i moją koleżankę
otaczała grupa ludzi, było ich około 20 plus pięć psów. Z mojego gardła wydobył
się pomruk niezadowolenia. Nienawidzę ich smrodu. Bezszelestnie zaczęłam
przeskakiwać z drzewa na drzewo, aż w końcu dogoniłam Leah. Stała na środku
polanki i wpatrywała się w jakiegoś mężczyznę z czymś w dłoni.
-Szybko! Na górę!- Od razu się posłuchała i dołączyła do
mnie. Tym razem to ona zostawała w tyle. Parę razy prawie by spadła.- Biegnij
dołem, ciebie nie dogonią.
-Nie zostawię Cię.
-Musimy się rozdzielić.- Mruknęłam. Dziewczyna szybko
zniknęła mi z pola widzenia. Gdy tylko dobiegł mnie dźwięk spuszczonych psów
oprzytomniałam i ruszyłam w stronę granicy. Zwinnie przeskakiwałam z gałęzi na
gałąź, niestety jedna była za słaba i złamała się pod wpływem mojego ciężaru.
Spadłam na ziemię. Szybko się otrząsnęłam. Jednak za wolno. Na około mnie stało
dziesięciu ludzi. Czułam jak wyrastają mi kły, a pazury jeszcze bardziej się
wydłużają. Całe ciało było gotowe do starcia. Ryknęłam na nich i skoczyłam na
jednego z nich zatapiając kły w jego tętnicy. Już miałam biec dalej, ale
zarzucili na mnie sieć, która skutecznie przytwierdziła mnie do ziemi. Zaczęłam
miotać się po niej. Narastała we mnie panika. W krzakach zauważyłam moją
przyjaciółkę, która już szykowała się do skoku.
-Nie! Uciekaj stąd! Nie mogą złapać i ciebie! Nie martw się,
wrócę. Obiecuję.- Powiedziałam jej w naszym języku, którego miałam nadzieję nie
znali. Widziałam jak się wacha, ale narastający w niej strach wygrał. Zniknęła,
a ja zemdlałam z niewiadomych mi przyczyn.
Obudziłam się w jakimś dziwnym pomieszczeniu. Całe było szare, a na jednej znajdowała się przyciemniana szyba. Mimo braku okien było w nim bardzo jasno. Spojrzałam do góry. Na suficie była wielka, świecąca żarówka. Fuknęłam, wysunęłam pazury i zbiłam ją. Nareszcie, światło przestało mnie razić. W pomieszczeniu panowała teraz ciemność, jednak ja widziałam wszystko bardzo dobrze. Nagle zaczął do mnie dobiegać z nikąd głos mężczyzny.
-Witaj, piękna i agresywna kocico.- Słyszałam w jego głosie
nutę pogardy i kpiny.- Pozwolisz, że się przedstawię nazywam się Michael
Santago. Jeśli obiecujesz być grzeczna porozmawiamy w cztery oczy.- Syknęłam w ciemność.
Odpowiedział mi tylko śmiech. Nagle światło znowu zaczęło się palić a do środka
wszedł, wysoki blondyn z cynicznym uśmieszkiem na twarzy. Kucnęłam, napinając wszystkie
mięśnie.
-Nawet nie próbuj.- Mówił jednocześnie machając mi przed nosem
jakimś małym urządzonkiem.- Jest pod prądem. Może mógłby cie nawet zabić, wiec
lepiej schowaj ząbki.- Wyprostowałam się i odsunęłam od niego.
-Czego chcecie? I czy to wy porwaliście innych?
-Powiedzmy, że prowadzimy pewne eksperymenty na was. Tak to
my.
-Co się z nimi stało?
-Żyją, ale w naszym świecie. Gdy wyjdę dostaniesz nowe
ubrania i przyjdzie nauczycielka. A tak na marginesie, jesteś bardzo dobrze
rozwinięta. Niektórzy nie znali tak dobrze mojego języka. Jak się w ogóle nazywasz?
-Jeśli myślisz, że ci powiem to się mylisz.- Warknęłam.
Zmierzył mnie od stup do głów i wyszedł. Zgodnie z tym co powiedział przyszła
kobieta imieniem Catherine, która dała mi ubranie i zaczęła mówić o ich świecie.
Była całkiem sympatyczna, wymieniałyśmy informacje o jej świecie i moim. Ale
gdy tylko pytałam się dlaczego, po co, co to za miejsce, szybko zmieniała temat.
Później przenieśli mnie do innej sali. Była umeblowana i urządzona. Pierwsze co
zrobiłam to zgasiłam światło. Cholerne żarówki, nawet słońce nie daje tak po
oczach. Usiadłam na podłodze w koncie. Zaczęłam nucić melodię, której nauczyła
mnie mama. Niespodziewanie do środka weszła moja nowa znajoma.
-Nie bój się, nic ci nie zrobią.
-Yhym, ale to nie ty zostałaś porwana, przeniesiona w
zupełnie inne miejsce, ubrana w… to coś- tu wskazałam na siebie- i zamknięta.
Nawet nie wiesz jak ja się czuję. Tu jest okropnie!- Po moich policzka zaczęły
płynąć łzy.- Chcę do domu.- Wychlipałam.
-Ciiii, niedługo cię wypuszczą.
-Do domu?
-Przykro mi.- Odwróciłam się do niej plecami. Wyszła,
zostawiając mnie samą z natłokiem tego wszystkiego. Czy kiedyś jeszcze zobaczę swój
dom? Czy jeszcze kiedyś poczuję pod bosymi stopami mech? Nie wiem, ale oby, bo
inaczej zwariuję w tej klatce. Najgorsze dla nas jest przymusowe zamknięcie na
czas bliżej nie określony. Położyłam się na łóżku i usnęłam, śniąc o domu.
++++++++++
No to powstał kolejny badziew stworzony przez moją dziwną wyobraźnię. NA pewno wydaje się dziwne i głupie, ale już wkrótce zacznie sie normalny wątek. Nie będzie to zbyt fantastyczne opowiadanie. ;D Bynajmniej mam nadzieję, ze takie nie wyjdzie, chciała bym chociaż raz stworzyć coś normalnego.
KOMENTUJCIE!
Pozdrawiam ;*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz