Biegłam
przez dziedziniec nie zważając na wścibskie spojrzenia innych mieszkańców.
Pozytywna energia rozpierała mnie od środka. Istnieje jakaś szansa! Obojętnie
gdzie będę musiała szukać, obojętnie do czego będę musiała się posunąć zrobię
to bez wahania. To takie dziwne czuć miłość naprawdę. Nie zdawałam sobie sprawy
jakie to może być silne uczucie, u nas rzadko kiedy zdarza się coś takiego, aby
ona była realna. Po paru minutach dobiegłam do dużego dębu, na którym znajdowała
się dom Leah. Pośpiesznie wspięłam się na górę i wpadłam do pokoju koleżanki.
-Lou? Wszystko w porządku?
-Nie wiesz jak bardzo! Znasz legendę o naszym przodku,
pierwszym kotołaku?
-Jasne.
-Mój dziadek powiedział, że ten sztylet jest zakopany w jaskini,
gdzie wymalowane są te wzory. Wystarczy, iż go odnajdę i będę mogła przemienić
Drake’a.
-To wspaniale!
-Pomożesz mi?
-Oczywiście, chodźmy.- Nie minęło pięć minut jak dotarliśmy
do jaskini. Byłam bardzo podekscytowana, ale nie wiedziałam czy znajdziemy to
czego szukamy. Przecież sztylet może być wszędzie. Może być zakopany, ukryty w
jakiejś szczelinie.
Zeszłyśmy
bardzo głęboko zapuszczając się w najciemniejsze zakamarki tuneli jaskini. Było
zimni i wilgotno. Trzymałyśmy się blisko siebie, aby się nie zgubić co w tych
ciemnościach było bardzo prawdopodobne. Po dobrych paru godzinach doszłyśmy do
końca jaskini. Najzwyczajniej w świecie skończyła się ścianą. Przeszukałyśmy
każdy skrawek tego miejsca i nic. Po moim policzku popłynęła łza, którą szybko
starłam. Może dziadek coś wie? Nie, nie jeśli by coś wiedział powiedział by mi
to na pewno.
-Lou tu nic nie ma, przykro mi.
-Nie! On gdzieś tu jest, na pewno. Musi być.
-Przecież nie spędzimy tu całej wieczności, musimy wracać.
-Nie…- Wyszeptałam. Poczułam ramę przyjaciółki na swoim
ramieniu. Delikatnie mnie pociągnęła i ruszyłyśmy w kierunku wyjścia. Nie
miałam ochoty na nic, mój wcześniejszy entuzjazm zmalał do zera. Cała energia
odleciała ode mnie niczym ptak z gałęzi drzewa.
Wróciłyśmy
na powierzchnię. Słońce mocniej niż normalnie raziło po oczach. Leah bez słowa zwrócił
się ku domowi, ja stałam bez ruchu. Dziewczyna zauważając, że nie podążam jej śladem
odwróciła się do mnie.
-Idziesz?
-Idź, chcę zostać sama.- Leah pokiwała głową i zniknęła między
drzewami. Jest jeszcze jedna możliwość, jeśli ktoś ma mi teraz pomóc to tylko
duchy bądź bogowie, a jeśli mają mnie wysłuchać to trzeba iść do Świętego
Kręgu.
Święty
Krąg to miejsce naszego kultu, poświęcone wszystkim naszym bogom, wierzeniom,
kultom. Jeśli ktoś bardzo potrzebował pomocy, duchowej bądź fizycznej, kierował
się w to miejsce i w duchu rozmawiał, wsłuchiwał się w szept lasu.
Droga
do niego zajęła mi półgodziny intensywnego biegu przez zarośla. W lesie panował
półmrok, w Kręgu wszystko się zmieniało. Było kolorowo, jasno. Ptaki, motyle i
inne zwierzęta przechadzały się po nim wiedząc, że tu im nic nie grozi. Było to
jedyne miejsce, gdzie każdy kotołak ma zakaz zabijania i wyrządzania krzywd.
Na około zielonej polany stały wysokie jak drzewa posągi przeróżnych
zwierząt i nie tylko. Wielki Kot bóg życia, Kruk bóg śmierci, Człowiek z głową
słońca i włócznią w ręku oznaczał boga wojny, Ptak z gałązką bóg domowego
ogniska, Kobieta z głową kota i ogonem płodność i rodzina. Na każdym posągu
widniały odciski dłoni na znak przyjęcia ich światłości oraz drogi. Usiadłam na
środku po turecku. Przymknęłam powieki, a dłonie położyłam płasko na ziemi tuż
przy biodrach. Wsłuchałam się w śpiew drzew tak jak uczył mnie dziadek, mawiał
że tak porozumiewają się z nami bogowie i nie każdy jest w stanie go dosłyszeć.
Całkowicie zatraciłam się. Miałam wrażenie jakby ziemia pod moimi palcami
zaczęła pulsować, dosłyszałam też muzykę. Całą sobą prosiłam bogów, aby
przyszli i wysłuchali moich próśb.
-Czego od nas
potrzebujesz ziemska istoto?
-Naruszyłaś nasz
spokój.- Oba głosy były melodyjne i dźwięczne, nie dało się rozpoznać, czy mówi
kobieta, czy mężczyzna.
-Wybaczcie mi, ale
potrzebuję waszej pomocy, choćby małej wskazówki.
-Ah chodzi ci o sztylet?
-Tak!
-Śledzimy twoje
poczynania. Sztyletu nie ma w tych lasach.
-A więc gdzie mogę go
znaleźć?- Spytałam.
-Spytaj się ludzkiego
mężczyzny. On będzie wiedział. Pomoże ci.
-Tak samo jak ludzka
kobieta, która ci pomagała.- Melodia w mojej głowie ucichła. Drzewa
szumiały teraz normalnie, ziemia nie wibrowała. Czułam się jak nowo narodzona,
to było niesamowite doznanie, jakby balsamem nasmarowano moją duszę. Ludzki
mężczyzna? Hmm… Drake! No jasne, tylko o niego mogło chodzić. Znowu muszę
przekroczyć mur. Ruszyłam biegiem przed siebie.
~~~~~~~~~~~~~~
Cześć !
Wybaczcie, że tak długo nic tu nie dodawałam, ale skupiłam się mocno na moim drugim blogu, bo na niego mam teraz meega dużo pomysłów, a tu tak jakoś nwm nie mogę się zmotywować, ale nie opuszczę tej historii za nic w świecie !
Wiem, że rozdział krótki, ale nic więcej nie wykrzesam z siebie :(
Mam nadzieję, że choć trochę się podobało.
Pozdrawiam i do napisania ;***